♣️ 7 Metrów Pod Ziemią Powstanie Warszawskie

518K views, 1.7K likes, 97 loves, 448 comments, 1.7K shares, Facebook Watch Videos from 7 metrów pod ziemią: „W Charkowie dzieje się piekło” 14 grudnia 1950 r. rząd podjął uchwałę o budowie metra głębokiego w Warszawie. Metro głębokie miało być wybudowane 20-50 metrów pod ziemią i być połączone z linią kolejową [1]. Powstało Przedsiębiorstwo „Metroprojekt”, opracowujące aktualne potrzeby komunikacyjne miasta, oraz powstał Zarząd Budowy Metra. 🇺🇦 Chcesz pomóc? 👉 https://pomagamukrainie.gov.plLista największych zbiórek pieniężnych 👇🔵 Polska Akcja Humanitarna 👉 https://www.siepomaga.pl 👤Gościem odcinka jest Paulina Dryla, która jako nastolatka doświadczała przemocy ze strony ojca, a ostatecznie została przez niego porzucona. Dorastała w po Historia Warszawy. Z Wikipedii, wolnej encyklopedii. Janusz I Starszy książę wiski, warszawski, zakroczymski i ciechanowski, nadaje mieszczanom warszawskim przywilej na wybudowanie łaźni i dochody z niej przeznacza na potrzeby miasta. Dokument z 26 lipca 1376 roku, pierwszy znany przywilej dla Starej Warszawy. Powstanie Warszawskie. Od początku działalności Polskiego Podziemia wyzwolenie kraju stawiano sobie za cel numer jeden. To właśnie z myślą o przyszłej walce z okupantem powstawały kolejne organizacje zbrojne, w tym założona jeszcze we wrześniu 1939 roku Służba Zwycięstwu Polski. Spadek po niej wziął Związek Walki Zbrojnej ZBIÓRKI:Mia 👉 https://www.siepomaga.pl/mia-smaMaja 👉 https://www.siepomaga.pl/majaHania 👉 https://www.siepomaga.pl/haneczkaFranek 👉 https://www.siepomaga W dzisiejszym odcinku mam przyjemność rozmawiać z dziennikarzem, twórcą internetowym, założycielem kanału "7 metrów pod ziemią" - Rafałem Gęburą. Do tej pory MOLESTOWANIE W RODZINIE. „To miała być nasza wielka tajemnica” – 7 metrów pod ziemią. Od samego początku było powiedziane, że to będzie nasza jedna wielka tajemnica. Zaczniemy się bawić poza resorakami, zabawkami, którymi dzieci najchętniej się bawią, w sposób, jaki bawią się dorośli. W tamtych czasach nie było internetu, Zapraszamy do serwisu specjalnego Polskiego Radia: Powstanie Warszawskie. Na audycję "Czarno na żółtym" zapraszamy w niedzielę (01.10) o godz. 12.00. Program prowadzi Weronika Puszkar . Powstanie Warszawskie Tak w dniu wybuchu powstania warszawskiego 79 lat temu wyglądały tramwaje. Miejska spółka prezentuje historyczne wagony na wystawie w zajezdni na Woli, która była 👤 Gościem odcinka jest dr Paweł Kabata – chirurg onkolog, autor debiutanckiej książki „O chirurgii inaczej”. 🟩 Sprawdź urodzinową ofertę Plusa: https://bit TrsIAQ. 1 sierpnia 1944 roku wybuchło Powstanie Warszawskie - największa akcja zbrojna podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Pańska, Krasińskiego, Elektryczna, Długa, Starówka czy kanały ciągnące się przez 5 kilometrów z Żoliborza do Śródmieścia to tylko niektóre z wielu miejsc, gdzie rozgrywały się wydarzenia, które na zawsze zapisały się na kartach naszej historii. Śladami powstańców podążyli reporterzy RMF FM. To tam zapadła decyzja o rozpoczęciu walk w Warszawie. Podczas popołudniowej odprawy Komendy Głównej AK ostatniego dnia lipca godzinę W wyznaczono na 17:00 1 sierpnia. Przed 70 laty była to część najgęściej zabudowanego i zaludnionego ścisłego centrum Warszawy. Kamienica przy Pańskiej stała wśród licznych podobnych jej - i choć historycy długo spierali się czy na pewno to tam podjęto decyzję o wybuchu powstania - uczestnicy narady najczęściej wymieniali właśnie ten adres. "Pamiętam dokładnie. Było to w lokalu konspiracyjnym przy ulicy Pańskiej 6. Przebywałem tam razem ze sztabem ścisłym w ostatnich dniach przed powstaniem i tam właśnie zapadła decyzja" - mówił przed laty generał Bór-Komorowski. Dziś kamienicy przy Pańskiej 6 już nie ma, choć przetrwała powstanie - została zburzona przy okazji wytyczania Placu Defilad, a w miejscu gdzie stała jest dziś zadrzewiony skwerek tuż obok budowy II linii metra. Ulice Krasińskiego i Suzina na Żoliborzu - to tu miała miejsce pierwsza potyczki z Niemcami, tu też zginęli pierwsi powstańcy. Jeszcze przed godziną W. Tuż przed godziną 14:00 jeden z oddziałów 9 Kompanii Dywersyjnej AK przenosił ulicą Krasińskiego ukrytą przed powstaniem broń. Uzbrojenie, wydobyte ze skrytki przy ulicy Wespazjana Kochowskiego przenoszono do miejsca zbiórki powstańców przy ulicy Mikołaja Gomółki. Jutowe worki, duże paczki i grupka mężczyzn w płaszczach podczas upalnego sierpniowego dnia zwróciły uwagę niemieckich lotników jadących odkrytym samochodem ciężarowym ulicą Krasińskiego. Niemcy otworzyli ogień, ale AK-owcy skutecznie odpowiedzieli z karabinów i pistoletów maszynowych. Polacy wygrali pierwsze starcie, Niemcy wycofali się. Godzinę później Niemcy ściągnęli posiłki ze Śródmieści i odcięli Żoliborz. Żandarmeria zaczęła przeszukiwać okolice. Wtedy zginął pierwszy powstaniec, żołnierz kolejnego oddziału AK, który z budynku kotłowni Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wynosił ukrytą broń. Kotłownia stoi do dziś przy ulica Suzina, a o starciu przypomina niewielki pomnik. Elektrownia mieszcząca się przy ulicy Elektrycznej dawała prąd całej powstańczej Warszawie - szpitalom, drukarniom, warsztatom i ludności cywilnej. Ale nie tylko. Mieściły się tutaj warsztaty rusznikarskie, w których powstawały granaty i broń palna. Na dziedzińcu elektrowni powstał z podzespołów wyniesionych z przedwojennej fabryki Chevroleta powstańczy wóz bojowy Kubuś. Zakład zdobyto już pierwszego dnia powstania i był to jeden z największych sukcesów zrywu. Zdobyto go od środka. Kilkudziesięcioosobowy garnizon Niemców, uzbrojonych w ciężkie karabiny maszynowe, czy miotacze ognia zaskoczył szturm 120 AK-owców, z których większość była pracownikami elektrowni. Siłownia była nieustannie atakowana. Ostrzeliwano ją przy użyciu artylerii, granatników, pociągu pancernego i kanonierki pływającej po Wiśle. Ale pracownicy opuścili elektrownię dopiero 5 września, po szturmie Niemców na Powiśle. Duża część zakładu przetrwała powstanie i zdobycie Warszawy przez Armię Czerwoną. Do dziś można podziwiać dwie kotłownie, przedwojenne suwnice i cześć dawnej rozdzielni. Był 31 sierpnia. Siła powstańców zdecydowanie słabła. W najgorszej sytuacji znajdowała się Starówka otoczona przez oddziały niemieckie. Fiaskiem zakończył się szturm kilku oddziałów Zgrupowania "Radosław". Nie udało się utworzyć korytarza, którym można wyprowadzić powstańcze oddziały, rannych i ludność cywilną. Starówka musiała ewakuować się kanałami. Poza jednym oddziałem Batalionu "Zośka", który brawurowo przedefilował przez Ogród Saski przed nosami hitlerowców. Podczas nieudanego szturmu kilkudziesięciu partyzantów Batalionu "Zośka" zostało odciętych i otoczonych przez oddziały Wehrmachtu. Nie mogli - jak pozostali - wrócić na poprzednie pozycje na Starówce i ewakuować się kanałami. Ukryli się najpierw w kościele św. Antoniego - dziś tak samo jak 70 lat temu stoi na skraju Ogrodu Saskiego od strony ulicy Senatorskiej - a potem kilkanaście godzin ukrywali się w piwnicach nieistniejącej Biblioteki Zamoyskich, które ostrzeliwali i przeszukiwali hitlerowcy. Powstańcy doczekali do zmierzchu i wtedy ubrani w zdobyczne niemieckie panterki, zdejmując biało-czerwone opaski z przedramion, ruszyli w poprzek Ogrodu Saskiego, który był silnie obsadzony oddziałami niemieckimi. Na czele 60-osobowego oddziału szło kilku powstańców, którzy dobrze znali niemiecki. I tak powstańcy w zwartym szyku przechodzili tuż obok kolejnych posterunków. Gdy na jednym z nich Niemcy zażądali hasła podoficer prowadzący oddział Powstańców rzucił do Niemców: "Idziemy na Polaków. Od nich żądaj hasła!". Przeszli dalej. Ta brawurowa akcja zakończyła się sukcesem - oddział dotarł do pozycji powstańczych po drugiej stronie Ogrodu Saskiego, przy rogu ulicy Królewskiej i Marszałkowskiej. Tuż przy ówczesnym budynku Giełdy. Udało się, choć zanim zostali rozpoznani przez oddziały ze Śródmieścia, zostali wzięci za Niemców i ostrzelani. To był jedyny powstańczy oddział, który wydostał się ze Starówki nie wchodząc do kanałów. Powstańcze śluby - przez 63 dni trwania walk zawarto ich w stolicy ponad 250. Część z nich w kaplicy przy ulicy Wilczej. Można mieszkać w Warszawie od lat, a nawet chodzić ulicą Wilczą i nie mieć pojęcia o jej istnieniu. Jest wtopiona w gmach dawnego domu schronienia "Przytulisko". Zwraca uwagę tylko niewielką tablicą przy wejściu do budynku. To właśnie w tej niewielkiej kaplicy po południu 7 września ślub zawarli kurier z Warszawy Jan Nowak Jeziorański z łączniczką Gretą. Ceremonia trwała zaledwie 7 minut, za obrączki posłużyły dwa miedziane krążki, za ślubną wiązankę - kwiaty zerwane z balkonowej skrzynki którejś z pobliskich kamienic. W trakcie powstańczych walk przed ołtarzem na Wilczej stawało wiele par, a budynek i kaplica przetrwały i powstanie, i późniejszą operację systematycznego burzenia Warszawy przez niemiecką armię. Gdy się rozmawia z uczestnikami Powstania Warszawskiego, zdecydowana większość z nich mówi, że ich zryw wynikał z potrzeby poczucia godności. Po 5 latach hitlerowskiej okupacji, niezliczonych zbrodni i okrucieństwa, chcieli oni poczuć wolność. Woleli umrzeć z karabinem w dłoni, niż w obozie. Ta myśl była zakorzeniona bardzo głęboko w ich umysłach. Świadczy o tym także fakt, że w pierwszych dniach Postania Warszawskiego zorganizowali defiladę. Jedyna potwierdzona defilada odbyła się 6 sierpnia 1944 roku. To był bardzo trudny okres. Powstanie trwało szósty dzień, a od wczoraj trwała niezwykle brutalna rzeź pobliskiej Woli, gdzie zginęło nawet 65 tysięcy osób. Mimo to staromiejskie oddziały pod wodzą majora Stanisława "Roga" Błaszczaka zdecydowały przejść w z podniesioną głową przez stolicę. Powstańcy pięknie uzbrojeni, pogrupowani oddziałami, czwórkami przeszli od ulicy Miodowej, przed Długą, w stronę Freta. Po defiladzie - jak informuje Ordynariat Polowy, po defiladzie odbyła się msza w Katedrze Polowej. Ten kościół był dla powstańców niezwykle ważny. To tam przysięgę składały oddziały walczące na Starym Mieście, przed wyruszeniem do akcji. Ulica Długa w Warszawie była i do dziś dla wielu Warszawiaków jest symboliczna. To przy niej stoi budynek Arsenału. To przecież tam Grupy Szturmowe Szarych Szeregów przeprowadziły rok wcześniej (26 marca 1943) operację Meksyk II, którą my dzisiaj znamy jako Akcję Pod Arsenałem. To była brawurowa, choć dla niektórych uczestników śmiertelna próba odbija z rąk gestapowców Jana Bytnara, "Rudego", przez jego kolegów, między innymi Tadeusza Zawadzkiego "Zośkę", Aleksego Dawidowskiego "Alka", Jana Rodowicza "Anodę", Jerzego Gawina "Słonia". Dowodził nimi "Orsza", czyli Stanisław Broniewski. Akcja Pod Arsenałem była wyjątkowa. To była pierwsza tak głośna akcja przeciwko okupantowi, zorganizowana w większości przez 20-latków. Ulica Długa stała się więc symbolem. Nie mówiąc już o tym, że była wtedy jedną z najważniejszych ulic stolicy. Nie było przecież wtedy dzisiejszej trasy W-Z. Dlatego po tej ulicy warto było defilować i powstańcy chcieli pokazać, że mogą, że stolica na chwilę jest ich. Sanitariuszka Maria Bińkowska "Mada" (rocznik 1924) tak opisywała to wydarzenia dla Muzeum Powstania Warszawskiego: Cały okres, cały sierpień to było Stare Miasto. Niestety od entuzjazmu 6 sierpnia, gdzie była jedyna defilada - nie wiem czy wiecie, że była defilada na Starym Mieście na stopniach kościoła garnizonowego... Armii Krajowej, żołnierzy, którzy już byli żołnierzami albo, którzy zaraz pierwszego dnia zdeklarowali i składali przysięgę. Tam była autentyczna defilada w południe. Potem się zaczął się nalot lotniczy. W różnych materiałach pojawiają się doniesienia o kilku innych mniejszych defiladach w trakcie Powstania Warszawskiego. Do tej pory nie pojawiły się jednak dokumenty na ich potwierdzenie. Najdłuższa trasa miała prawie 5 km długości - z Żoliborza na Śródmieście. Pozostałe łączyły niemal wszystkie walczące dzielnice. Warszawskie kanały były często jedyną drogą łączącą powstańcze oddziały. Powstańcy przenosili nimi broń, amunicję, rozkazy, leki, założyli w nich linie telefoniczne, ale także ewakuowali się z dzielnic zajmowanych przez Niemców. Jeden z najbardziej znanych włazów do kanałów do dziś znajduje się na skrzyżowaniu Długiej i Miodowej. To tędy do kanałów zeszło ponad 5 tysięcy powstańców podczas ewakuacji Starówki. Po nieudanej akcji połączenia Starego Miasta z Żoliborzem zapadła decyzja o ewakuacji ze Starówki rannych, personelu medycznego, władz miejskich i ludności cywilnej. Powstańcy próbowali przebić się do Śródmieścia, ale nie powiodła się akcja ani na powierzchni ani desant kanałowy na Plac Bankowy. W tej sytuacji podjęto decyzję o przeprowadzeniu kilkudniowej akcji ewakuacyjnej kanałami. Aby wejście do kanału było lepiej chronione i pozwalało wejść większej liczbie osób saperzy połączyli kanał z piwnicą pobliskiego Sądu Apelacyjnego oraz zrobili wykop do włazu obłożony płytami chodnikowymi. Przez cały 1 września trwała ewakuacja. Do kanałów schodziły 50 osobowe oddziały - każda z przewodnikiem znającym kanały. Wśród przewodników było bardzo wielu Żydów uwolnionych wcześniej przez Batalion Zośka z obozu na Gęsiówce. Powstańcy ewakuowali się kanałami w makabrycznych warunkach. Często czołgali się w fekaliach, bo kanały miały metr wysokości i tylko 60 cm szerokości. Przeciskanie się kanałami utrudniały ciała, tych którzy zginęli wcześniej w kanałach, porzucona broń a także barykady, bo Niemcy, gdy odkryli podziemne powstańcze trasy próbowali zasypywać kanały. W ten sposób trasę 1 600 metrów pod ziemią z Placu Krasińskich do włazu na rogu Wareckiej i Nowego Światu pokonało ok. 3 000 rannych powstańców i grupa bojowa ok. 1 500 żołnierzy. Na Żoliborz kanałami przedostało się około 800 powstańców. 2 września wejście do kanału na pl. Kasińskich zostało zasypane. Podczas nalotu jedna z bomb trafiła w budynek sądu, którego ruiny zasypały właz do kanału grzebiąc jednocześnie ludność cywilną, która czekała na ewakuację. Rzeź Woli to jeden z najczarniejszych momentów Powstania Warszawskiego. Piątego dnia walk, 5 sierpnia 1944 roku, Niemcy zaczęli kilkudniową eksterminację dzielnicy. Liczba zamordowanych warszawiaków, podawana w różnych źródłach, waha się od 40 do 65 tysięcy osób. Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16-17-milionowego narodu Polaków będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannenbergiem leży nam w drodze. A wówczas historycznie polski problem nie będzie już wielkim problemem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, ba, nawet już dla nas - tak dowódca SS Heinrich Himmler relacjonował swoje słowa wypowiedziane Hitlerowi na wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego. Przywódca nazistów wydał wtedy rozkaz zrównania Warszawy z ziemią i wymordowania wszystkich mieszkańców. Pierwszym przystaniem na drodze Niemców była Wola. Skierowane tam zostały między innymi dwa niezwykle brutalne oddziały: Heinza Reinefahrta, złożony głównie z policjantów i Oskara Dirlewangera, sformowany z wypuszczanych z więzień kryminalistów, morderców i gwałcicieli. Byli oni uzupełniani o kolaboracyjnych bandytów ze wschodu. Szczególnie brutalnych zbrodni dopuszczali się w czterech wolskich szpitalach: Wolskim, św. Łazarza, św. Stanisława oraz Dziecięcym Karola i Marii. Szpital Wolski, ul. Płocka Od pierwszych dni Powstania szpital był ostrzeliwany przez pociąg pancerny stojący na pobliskim wiadukcie kolejowym. Pacjenci musieli leżeć więc z dala od okien i ścian - w piwnicach i na korytarzach. W Czarny Czwartek 5 sierpnia dowództwo powstania wysłało tam ostrzeżenie o nadciągających siłach niemieckich. Ewakuacja szpitala byłą jednak niemożliwa. Po południu groźba masakry stała się faktem. Kierownictwo szpitala zostało zastrzelone na miejscu. Tak samo jak duża część chorych. Pozostali zostali ustawieni w kolumnę i w kilkusetosobowej grupie przeprowadzeni Górczewską do torów kolejowych. Tam Niemcy w masowej egzekucji rozstrzelali 60 pracowników szpitala i 300 mężczyzn. Kobiety zostały przewiezione do obozu przejściowego w Pruszkowie i potem koleją do obozów zagłady. Szpital św. Łazarza, skrzyżowanie ulic Karolkowej i Leszno (szpital przeniesiony z ulicy Książęcej) 5 sierpnia w szpitalu było 300 pacjentów. Znalazł się na drodze najbardziej bestialskiego oddział Dirlewangera. W jego skład oprócz niemieckich kryminalistów wyciągniętych z więzień wchodzili także Azerzy, Ukraińcy i Rosjanie. W szpitalu św. Łazarza urządzili rzeź - to słowo najlepiej opisuje co tam się stało. Do pacjentów, lekarzy, pielęgniarek, ale także ukrywających się mieszkańców Woli otworzyli ogień. Strzelali z broni maszynowej, wrzucali granaty do piwnic, a osoby próbujące uciekać z budynku były od razu rozstrzeliwane. W ten sposób zginęło 1200 osób. Szpital Zakaźny św. Stanisława, ulica Wolska Feralnego 5 sierpnia Dirlewangerowcy podpalili sąsiadującą ze szpitalem fabrykę Franaszka i weszli do szpitala. Działali bezwzględnie. Strzelali do okien, mordowali ludzi na korytarzach i wyrzucali ich przez okna. Dyrekcja szpitala próbowała ratować część pacjentów tłumacząc hitlerowcom, że nie ma tam broni, że to jedynie szpital zakaźny. Ci którzy przetrwali, zostali ustawieni w szpaler i przeprowadzeni na skrzyżowanie Staszica i Górczewskiej. Tam ustawieni przy dole pod jedną z dzisiejszych kamienic zostali rozstrzelani. Szpital został przerobiony na kwaterą główną sztabu zbrodniczej brygady Dirlewangera. Odnajdywanie ciał pomordowanych Większości ciał nie udało się zidentyfikować. Wiele rodzin do dziś nie wie, gdzie dokładnie zginęli ich bliscy, ani gdzie są pochowani. Wiemy, że po wojnie, w czasie masowych ekshumacji z dołów, bram, podwórek, piwnic ciała zostały wydobyte z ziemi. Większość spoczęła w zbiorowym grobie na Cmentarzu Wolskim. Co roku 1 sierpnia i 1 listopada, wielu Warszawiaków właśnie tam zapala świeczki oraz symbolicznie na grobach rodzinnych. Kluczową rolę odegrał tu szwajcarski Czerwony Krzyż, który zaraz po wojnie zbierał informacje i rozmawiał ze świadkami, którzy przeżyli. W tej sposób udało się, przynajmniej częściowo ustalić kto w którym szpitalu zginął, kto mógł zostać rozstrzelany w pobliskiej bramie, a kto wywieziony do któregoś z obozów śmierci. Wiele rodzin dopiero po latach dostawało listy od pielęgniarek ze szpitala z informacją o tym, że ich blisko zginął w szpitalu, albo w którejś bramie. Pewności jednak nigdy nie było. Rodziny nie odnalazły ciał swoich bliskich. Epilog Jeden z dwóch najbrutalniejszych katów Woli - Heinz Reinefarth, nigdy nie został rozliczony. Sąd w Hamburgu uwolnił go z zarzutu dokonywania zbrodni wojennych z powodu braku dowodów. Ponoć w zamian za oskarżanie innych hitlerowców. Reinefarth zrobił potem karierę polityczną. Już w grudniu 1954 roku został wybrany burmistrzem Westerland. Był przedstawicielem partii wypędzonych. Walczył o dobre imię hitlerowców. W 1958 dostał się nawet do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie, a po 1967 roku pracował jako wzięty prawnik. Reinefarth zmarł w 1979 roku w swojej rezydencji, żyjąc w ostatnich dniach z generalskiej renty. Dopiero 10 lipca 2014 parlamentarzyści Szlezwika-Holsztynu przez aklamację przyjęli uchwałę w której wyrazili ubolewanie, że zbrodniarz wojennym mógł zostać ich posłem. Znacznie mniej szczęścia miał drugi z katów Woli - Oskar Dirlewanger. Został aresztowany przez Francuzów i zmarł pobity na śmierć, prawdopodobnie przez pilnujących go polskich żołnierzy. Stadion Polonii miał strategiczne znaczenie dla powstańców w drugiej połowie sierpnia. To właśnie przez boisko Bataliony "Zośka" i "Czata 49" miały przeprowadzić uderzenie w stronę Dworca Gdańskiego, którego zdobycie miało zapewnić połączenie Żoliborza ze Starym Miastem. W nocy z 21 na 22 sierpnia 1944 roku akcja zakończyła się niepowodzeniem. W walce zginęło tu 12 powstańców, a obiekt został zrównany z ziemią. Ocalała jedynie płyta stadionu. Stoczone na terenie stadionu walki były elementem całej operacji zdobycia Dworca Gdańskiego, która rozpoczęła się 20 sierpnia 1944 roku. Wszystkie nieudane szturmy kosztowały Armię Krajową w sumie 500 zabitych i rannych. Próba zdobycia Dworca Gdańskiego była jednym z największych starć podczas powstania, a niektórzy historycy odnajdują w niej przyczynę późniejszej porażki podczas obrony Starego Miasta. Widoczny dokładnie z ulicy Bonifraterskiej główny budynek z charakterystyczną kolumnada odbudowano w latach 50. Obecny kształt stadionu to efekt szeregu renowacji przeprowadzonych na początku XXI wieku. Ciekawostką jest historyczne nawiązanie do daty powstania stadionu na trybunie kamiennej - jest tam dokładnie 1911 miejsc. Powstańczą walkę w tym miejscu upamiętnia tablica poświęcona walczącym batalionom. Losy wojennej Warszawy zostały zilustrowane przez murale stworzone wzdłuż ulicy Konwiktorskiej. Najdłuższe schody w Warszawie, liczące 400 stopni wiodą na Kopiec Powstania Warszawskiego. Kilkudziesięciometrowe wzgórze przy ulicy Bartyckiej, usypano już po wojnie z gruzów stolicy, których nie udało się wykorzystać do odbudowy. Do dziś zwiedzający Kopiec mogą zauważyć pozostałości po warszawskich budynkach. Przy schodach na wierzchołek jest ustawionych wiele powstańczych krzyży, ze szczytu roztacza się ciekawa panorama. Pierwotnie to sztuczne wzniesienie, to miał być Kopiec Pamięci Zburzonej Warszawy. Jego pomysłodawca, architekt Stanisław Gruszczyński, który pracował w Biurze Odbudowy Stolicy, chciał, aby stało się warszawskim panteonem. Z gruzem w latach 1946-1950 trafiły tam na pewno szczątki poległych w powstaniu warszawiaków. Dopiero w 1994 roku, w 50. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, na szczycie kopca umieszczono prowizoryczny pomnik - symbol Polski Walczącej. Kilka lat później to miejsce odnowiono, a w sierpniu 2004 roku rada miasta oficjalnie nadała wzniesieniu nazwę Kopiec Powstania Warszawskiego. POLECAMY: Śladami II wojny światowej w Polsce Bemowo Tablica poświęcona powstańcom AK Obwodu „Żywiciel” – ul. Westerplatte/róg Grotowskiej Wieczorem 1 sierpnia, po nieudanych próbach ataków na siły niemieckie na Żoliborzu i Bielanach, dowódca II Obwodu AK poinformował dowództwo o wycofaniu się w stronę Puszczy Kampinoskiej. Na drodze do Wawrzyszewa w okolicach Boernerowa i Szwedzkich Gór powstańcy zostali zaatakowani przez siły Dywizji „Hermann Goering”. Zginęło ponad 70 żołnierzy. Wielu zostało rozstrzelanych po wzięciu do niewoli. Polegli zostali pochowani na Cmentarzu Wawrzyszewskim. Bielany Pomnik ku czci poległych Żołnierzy AK „Grupy Kampinos” – ul. Michaliny 10 1 i 2 sierpnia oddziały Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK zaatakowały lotnisko na Bielanach. Dowództwo AK liczyło, że na zdobytych lotniskach mogłyby lądować alianckie samoloty ze wsparciem dla Powstania, w tym polska Samodzielna Brygada Spadochronowa. Oba ataki zakończyły się niepowodzeniem i wycofaniem polskich sił do Puszczy Kampinoskiej, gdzie kontynuowały walkę jako Grupa AK „Kampinos”. Pomnik Małego Powstańca w Warszawie POLECAMY: Ścieżkami Powstania Warszawskiego Bródno i Targówek Reduta Bródnowska – róg ul. Wysockiego i Bartniczej W pierwszych minutach Powstania walczący opanowali gmach Szkoły Powszechnej, parowozownię przy ul. Kiejstuta i zabudowania stacji Warszawa-Praga. Z powodu ogromnych strat oraz ostrzału z pociągu pancernego powstańcy zostali zmuszeni do wycofania się i przejścia do konspiracji. Miejsce śmierci ppor. Jana Wójcika ps. Znicz – ul. św. Wincentego Koszary przy ul. 11 listopada były jednym z najważniejszych miejsc zgrupowania sił niemieckich na Pradze. Zadanie szturmu od strony Bródna, przez nasyp kolejowy, powierzono plutonowi ppor. Jana Wójcika ze zgrupowania „Rokity” AK. Kilka prób ataku zakończyło się klęską powstańców i śmiercią dowódcy plutonu. Foto: Orso / Shutterstock Mokotów Kopiec Powstania – ul. Bartycka Został usypany z gruzów zniszczonej Warszawy. Przez wiele dziesięcioleci był zaniedbany i zapomniany. Dopiero w 2004 r. nadano mu oficjalną nazwę, a na jego szczycie umieszczono kilkumetrowej wielkości symbol Polski Walczącej z datą 1944. Pomnik „Mokotów Walczący 1944” – park Dreszera Upamiętnia walki toczone na Mokotowie. Do najważniejszych zadań AK w tej dzielnicy należało zabezpieczenie stolicy od strony południowej. W kolejnych tygodniach zrywu park Dreszera zmieniał się powoli w cmentarz dla powstańców i cywilów. Pomnik żołnierzy „Baszty” – ul. Dworkowa Upamiętnia rozstrzelanych przez Niemców powstańców wychodzących z kanału. Pułk „Baszta", czyli Batalion Ochrony Sztabu, stanowił trzon sił na Mokotowie. Po kapitulacji dzielnicy 27 września umęczeni koszmarną wędrówką kanałami powstańcy wychodzili włazem przy ul. Dworkowej, nad którym stali Niemcy. Zostali rozstrzelani na skarpie poniżej ulicy. Moment ten został przedstawiony w filmie Andrzeja Wajdy „Kanał”. Domek Gotycki – ul. Puławska Pochodząca z końca XVIII wieku neogotycka wieża była świadkiem walk na Mokotowie. Od 1969 r. na pamiątkę godziny „W” rozbrzmiewa codziennie o godz. 17:00 z wieży zegarowej „Marsz Mokotowa”. Klasztor jezuitów – ul. Rakowiecka 61 2 sierpnia w klasztorze Ojców Jezuitów Niemcy najpierw schwytali kilkudziesięciu zakładników – zakonników i przypadkowych wiernych (w tym kobiety i chłopca), a następnie zabili większość z nich. Łącznie od kul karabinów i w wyniku eksplozji granatów zginęło ok. 40 osób. Foto: marekusz / Shutterstock Pomnik Powstania Warszawskiego Muranów KL Warschau – ul. Gęsia Niemal całość tzw. dzielnicy północnej, stanowiącej większość obszaru warszawskiego getta, została zrównana z ziemią. Wśród ruin Niemcy umiejscowili obóz koncentracyjny. Więziono tam Żydów zatrudnionych przy grabieży ruin getta i mordowano aresztowanych. 5 sierpnia 1944 r. obóz został zdobyty przez żołnierzy Batalionu „Zośka”, którzy wyzwolili 348 przebywających w nim jeszcze Żydów. Kwatera Komendy Głównej AK – ul. Dzielna 72 Fabryka Kamlera była pierwszym miejscem stacjonowania Komendy Głównej AK w czasie powstania. Chroniący ten rejon Woli żołnierze „Radosława” przez 11 dni toczyli zacięte boje z Niemcami. Walczący nie wiedzieli, że w fabryce przebywa dowództwo. Obrona dała czas na przygotowanie się do walki o Stare Miasto. Plac Krasińskich Od 1989 r. plac Krasińskich jest jednym z centralnych miejsc pamięci. To wówczas odsłonięto monumentalny Pomnik Powstania Warszawskiego. W czasie walk przy skrzyżowaniu z ul. Długą znajdował się właz do kanału; przed kapitulacją Starego Miasta do Śródmieścia i na Żoliborz ewakuowało się nim kilka tysięcy żołnierzy i cywilów. Foto: Szymon Mucha / Shutterstock Ochota Filtrowa 68 – miejsce wydania rozkazu o rozpoczęciu Powstania 31 lipca ok. godz. 18 Komendant Główny AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wydał rozkaz rozpoczęcia walki o Warszawę. Godzinę później w kamienicy Pocztowej Kasy Oszczędności przy ul. Filtrowej 68 dowódca Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej płk Antoni Chruściel „Monter” wydał rozkaz, który określał godzinę „W” na 1 sierpnia o 17:00. Rozkaz dotarł do większości oddziałów dopiero następnego dnia. Kamienica przy Grójeckiej 104 4 sierpnia 1944 r. w piwnicach budynku esesmani z brygady SS „RONA” wymordowali za pomocą granatów około siedemdziesięciu ukrywających się w piwnicach mieszkańców. Upamiętnia ich tablica umieszczona na elewacji. Była to jedna z wielu zbrodni podczas tzw. rzezi Ochoty. Instytut Radowy – Wawelska 15 5 i 6 sierpnia oddziały RONA po raz pierwszy wtargnęły do Instytutu Radowego im. Marii Skłodowskiej-Curie przy ul. Wawelskiej 15. Zamordowano część pacjentów, część personelu wysłano do obozu przejściowego w Pruszkowie. 9 i 10 sierpnia członkowie RONA ponownie podpalili szpital, gdy zauważyli pozostałe przy życiu osoby. 19 sierpnia dokonano kolejnych mordów. Łącznie śmierć poniosło ok. 90 osób – pacjentów i lekarzy. Reduty Kaliska i Wawelska Po kilkugodzinnej ofensywie sił powstańczych na Ochocie większość została zepchnięta do kilku punktów oporu. Największe z nich to reduty „Wawelska” (w czworoboku bloków mieszkalnych przy Wawelskiej) oraz „Kaliska” (w zabudowaniach Polskiego Monopolu Tytoniowego). Krwawe walki z Niemcami i kolaborantami z RONA trwały aż do 11 sierpnia. Oddziały wycofały się kanałami do Śródmieścia oraz Lasów Chojnowskich. Po przegrupowaniu wzięły udział w walkach w południowych dzielnicach miasta. Zieleniak – obecnie Targowisko Banacha – ul. Grójecka Tzw. Zieleniak był największym w dzielnicy bazarem zaopatrywanym przez rolników z okolicznych wsi. Po rozpoczęciu walk Niemcy i kolaboracyjne oddziały RONA rozpoczęły mordy na mieszkańcach Ochoty. Tysiące spędzano na Zieleniak. Tam, wśród mordów i gwałtów, mieszkańcy spędzali kolejne dni bez wody i jedzenia. Później więźniami obozu przejściowego było ok. 60 tys. mieszkańców Ochoty oraz innych dzielnic miasta wysiedlanych przez Niemców. Liczba ofiar zbrodni popełnionych na Zieleniaku oceniana jest na blisko 1000 osób. Ciąg dalszy tekstu pod materiałem wideo Praga Gmach dyrekcji PKP – Targowa 74 Ogromny gmach położony przy dwóch najważniejszych arteriach Pragi był kontrolowany przez żandarmerię i Wehrmacht. W pierwszych godzinach walk jako jeden z niewielu ważnych obiektów Pragi znalazł się na kilka godzin w rękach powstańców. Część zachowanych na murach śladów po pociskach pochodzi z pierwszych dni zrywu, pozostałe pochodzą z czasu polsko-sowieckiej ofensywy na Pragę we wrześniu 1944 r. „Mała Pasta” – Ząbkowska 15/Brzeska 24 Centrala telefoniczna Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej była jednym z najważniejszych punktów strategicznych warszawskiej Pragi. Mimo fatalnego uzbrojenia specjalna grupa szturmowa zajęła budynek 1 sierpnia. W trakcie walk poległ dowódca Zgrupowania por. Paweł Jurczak ps. Pawelski. Z powodu ogromnej przewagi Niemców powstańcy wycofali się w nocy z 1 na 2 sierpnia. Foto: bumihills / Shutterstock Pomnik Powstania Warszawskiego Stare i Nowe Miasto Archikatedra św. Jana W czasie starć o Starówkę archikatedra stała się miejscem niezwykle zaciętych walk. 13 sierpnia pod jej murami eksplodował samobieżny nosiciel ładunku wybuchowego „Borgward”, który zniszczył większą część murów świątyni. Gąsienica niemieckiego pojazdu została później umieszczona w murze odbudowanej archikatedry. Eksplozję przetrwał średniowieczny krucyfiks Baryczków, jeden z najcenniejszych zabytków staromiejskich. Kilińskiego 3 13 sierpnia doszło do jednej z największych tragedii Powstania – eksplozji niemieckiego transportera z ładunkami wybuchowymi, zdobytego przez powstańców na Starym Mieście. Na ul. Kilińskiego zginęło co najmniej 300 osób, wśród nich 67 żołnierzy Batalionu „Gustaw”. Klasztor Sakramentek W murach założonego w XVII w. klasztoru Sakramentek oraz kościoła św. Kazimierza schronienie znalazły setki mieszkańców, którzy uniknęli śmierci w masowych egzekucjach, oraz wielu rannych Powstańców. 31 sierpnia i 2 września Niemcy dwukrotnie zbombardowali klasztor. W jego murach zginęło ok. 1000 cywilów, 34 siostry zakonne i czterech księży. Jest to miejsce jednej z największych tragedii Powstania. Foto: Orso / Shutterstock Śródmieście Południowe Willa Pniewskiego/Muzeum Ziemi PAN – al. Na Skarpie 27 Kontrolowane przez Niemców okolice gmachów sejmowych były od początku zrywu miejscem zaciętych walk. Pobliska willa rodziny wybitnego architekta Bohdana Pniewskiego została opanowana przez powstańców. W trakcie jednego ze szturmów nieznany z nazwiska powstaniec został ranny. Jego krew wsiąkła w marmurową podłogę i zachowała się do dziś. Ruiny GISZ-u – Al. Ujazdowskie 1/3 1 sierpnia powstańcy zaatakowali silnie ufortyfikowaną tzw. dzielnicę policyjną w okolicach Al. Ujazdowskich. W odwecie Niemcy rozpoczęli eksterminację mieszkańców okolicznych kamienic. Ok. 980 osób zamordowano w ruinach Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Według IPN liczba ofiar masakr w tej części miasta może sięgać blisko 10 tys. osób. Barykada w Al. Jerozolimskich (na wysokości ul. Kruczej) Stanowiła jedyne połączenie między południową a północną częścią Śródmieścia. Jej budowę rozpoczęto w nocy z 1 na 2 sierpnia, gdy stało się jasne, że Niemcy za wszelką cenę będą chcieli utrzymać kontrolę nad najważniejszą arterią miasta. Barykada znajdowała się pod stałym ostrzałem i wielokrotnie była atakowana od zachodu. Przez barykadę przeszły tysiące cywilów i żołnierzy, dzięki niej przetransportowano olbrzymie ilości zaopatrzenia i uzbrojenia. Do końca walk pozostała niezdobyta. Kamienica przy Marszałkowskiej 60 Ukrywał się w niej najsłynniejszy międzywojenny twórca fresków Perec Willenberg. 11 września 1944 r. na prośbę pozostałych mieszkańców na suficie klatki schodowej narysował głowę Chrystusa na tle krzyża z napisem „Jezu ufam Tobie”. Foto: Stanislaw Tokarski / Shutterstock Muzeum Powstania Warszawskiego Śródmieście Północne Płyta pomnikowa poświęcona pamięci Baonu „Kiliński” – pl. Powstańców Warszawy Na pl. Napoleona (ówczesna nazwa placu) 1 sierpnia, obok gmachu Poczty Głównej, padły jedne z pierwszych strzałów w Śródmieściu. Znajdujący się na tym placu drapacz chmur Prudential stał się bohaterem jednego z najsłynniejszych zdjęć czasów zrywu. Ten szesnastopiętrowy gmach już 1 sierpnia zajęli żołnierze Batalionu „Kiliński”. 28 sierpnia budynek z ciężkich moździerzy ostrzeliwali Niemcy – to wówczas powstała seria zdjęć Sylwestra Brauna ps. Kris, ukazująca eksplozję pocisków oraz pożar ogarniający Prudential. Miejsce śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – ul. Senatorska 14 Znajdująca się na pałacu Blanka tablica upamiętnia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – poetę, czołowego przedstawiciela tzw. pokolenia Kolumbów, żołnierza Batalionów AK „Zośka” i „Parasol” – który poległ w tym miejscu 4 sierpnia. Tablica pamiątkowa przy ul. Nowy Świat 53 Znajduje się w miejscu wyjścia z kanałów, którymi 1 i 2 września powstańcy przedostali się z oblężonego Starego Miasta do Śródmieścia. Tablica na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego (Krakowskie Przedmieście 26/28) Upamiętnia poległych żołnierzy Grupy Bojowej „Krybar”. Żołnierze tego oddziału trzykrotnie bezskutecznie szturmowali ufortyfikowane pozycje niemieckie na terenie uniwersytetu. Te trzy ataki (z 1 sierpnia, 23 sierpnia i 2 września) z udziałem powstańczych wozów bojowych (zdobycznego „Szarego Wilka” i „Kubusia”), choć nieskuteczne i krwawo okupione, przeszły do legendy. Budynek PAST-y – ul. Zielna 39 Upamiętnia zdobycie doskonale ufortyfikowanego wieżowca 20 sierpnia przez żołnierzy Batalionu „Kiliński”. Zdobycie gmachu Polskiej Akcyjnej Spółki Telekomunikacyjnej było jednym z największych sukcesów zrywu i poważnie wzmocniło morale walczących w Śródmieściu. Foto: LIDERO / Shutterstock Powstanie Warszawskie Ursynów Głaz upamiętniający walki Batalionu „Karpaty” Pułku AK „Baszta” – Tor Wyścigów Konnych Pułk „Baszta” został skierowany 1 sierpnia do zdobycia terenu wyścigów konnych na Służewcu, gdzie stacjonowały oddziały konne SS. W czasie szturmu zginęło 120 powstańców. Wilanów-Powsin Cmentarz Powstańców Warszawy w Powsinie Na cmentarzu zostali pochowani powstańcy, którzy zginęli w Lesie Kabackim, Lasach Chojnowskich, w Powsinie i Wilanowie. Jest to pierwszy cmentarz powstańczy w Warszawie, został wyznaczony wkrótce po wycofaniu się Niemców z okolic stolicy. Celebrowana przez ks. Jana Garwolińskiego, proboszcza pobliskiej parafii św. Elżbiety, msza żałobna w hołdzie 49 poległych oraz pogrzeb ppor. Józefa Nerki ps. Boim oraz drugiego nieznanego powstańca odbyły się 28 marca 1945 r. Włochy Tablica upamiętniająca mieszkańców Włoch zamęczonych w niemieckich obozach koncentracyjnych – na murze kościoła pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus – Rybnicka 27 Z liczących kilkanaście tysięcy mieszkańców podwarszawskich Włoch pod koniec sierpnia i na początku września Niemcy deportowali do pruszkowskiego obozu przejściowego Dulag 121 ok. 4 tys. mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat. Wielu trafiło do obozów koncentracyjnych, Buchenwaldu, Dachau, Auschwitz i Mauthausen. Wojnę przeżyło zaledwie 1000. Wola Cmentarz Powstańców Warszawy Miejsce pochówku największej liczby mieszkańców stolicy poległych i zamordowanych w czasie zrywu. Spoczywają tam szczątki 104 tys. osób, z czego 80 proc. stanowią prochy cywilów. Pałacyk Michla – Wolska 40 3 sierpnia grupa żołnierzy „Parasola” dowodzona przez Janusza Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa” zajęła kamienicę Karola Michlera i zabudowania mieszczące się w głębi posesji przy ul. Wolskiej 40 w celu przygotowania zasadzki na Niemców. O ile 5 sierpnia rano wróg zbliżając się do posesji podczas przeprawy przez Wolską, poniósł duże straty, o tyle kolejne szturmy zmusiły „Gryfa” i jego żołnierzy do wycofania się. Miejsce pamięci – ul. Górczewska 32 Upamiętnia największą egzekucję na Woli. W dniach 5–12 sierpnia Niemcy wymordowali ok. 12 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci z dzielnicy Wola. Wśród ofiar byli pacjenci, lekarze, studenci medycyny i pracownicy Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej 26. Ciała ofiar zostały spalone w miejscu egzekucji. Ich popioły przeniesiono 6 sierpnia 1946 r. do kurhanu pod pomnikiem Polegli-Niepokonani na Cmentarzu Powstańców Warszawy. Pomnik Ofiar Rzezi Woli (przy rozwidleniu al. Solidarności i ul. Leszno) Upamiętnia 50 tys. mieszkańców Woli zamordowanych przez Niemców. Rzeź mieszkańców tej dzielnicy trwała od 5 do 7 sierpnia 1944 r. Ludność była rozstrzeliwana, a ciała zabitych palono. Skwer „Sierpnia 1944” – zbieg ul. Wolskiej i Płockiej 3 sierpnia oddział pod dowództwem SS Gruppenführera Heinza Reinefartha dokonał masakry ok. 100 osób w rejonie domów przy ul. Płockiej 23–27. Kolejnych 50 osób zamordowano w domu przy ul. Wolskiej 60. W tej okolicy odbyła się egzekucja personelu medycznego i chorych ze Szpitala Wolskiego. Fabryka Franaszka – ul. Wolska 43/45 Ok. 6 tys. mieszkańców Woli, którzy schronili się w rozległych zabudowaniach fabryki Józefa Franaszka – Towarzystwa Akcyjnego Obić Papierowych i Papierów Kolorowych – zostało zamordowanych w jej murach. Miejsce pamięci przy kościele redemptorystów pw. św. Klemensa – ul. Karolkowa 49 Upamiętnia rozstrzelanych przez Niemców 6 sierpnia księży redemptorystów oraz harcerzy „Szarych Szeregów” hufców-rojów „Giewont” i „Giermkowie Wolności”. Skwer Zgrupowania Armii Krajowej „Chrobry II” (ul. Chmielna 132/134) Zgrupowanie powstało w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. na pograniczu Śródmieścia Północnego i Woli z połączenia oddziałów, grup i pojedynczych żołnierzy różnych podziemnych organizacji wojskowych. Jednostka rozrastała się, by z czasem stać się jednym z największych oddziałów powstańczych. Jego szeregi licznie zasilili również ochotnicy, głównie mieszkańcy dzielnicy. Miejsce śmierci Wojtusia Zalewskiego – ul. Pereca 9 1 sierpnia jedenastoletni Wojtuś Zalewski zgłosił się na ochotnika do oddziału powstańczego, przybrał pseudonim Orzeł Biały. Był łącznikiem dowódcy plutonu sierżanta Jana Kretera „Grzesia”. Dwadzieścia jeden dni później chłopca zastrzelił niemiecki snajper. Moment jego śmierci, a następnie ten, gdy koledzy z oddziału pod ostrzałem wyciągają jego ciało, został uwieczniony przez filmowców Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Żoliborz Pomnik Gloria Victis – Cmentarz Wojskowy na Powązkach Upamiętnia żołnierzy Armii Krajowej poległych w czasie zrywu. Wokół pomnika znajdują się powstańcze groby. Gloria Victis jest uznawane za jedno z dwóch najważniejszych miejsc pamięci. Kamień „Żołnierzom Żywiciela” – park Żołnierzy „Żywiciela” przy ul. ks. Popiełuszki Żołnierze „Żywiciela” podlegali płk. Mieczysławowi Niedzielskiemu ps. Żywiciel w XXII, a potem II Obwodzie Armii Krajowej i 8. Dywizji Piechoty AK im. Romualda Traugutta. Walki „Żywiciela” trwały do kapitulacji Żoliborza 30 września. Symboliczne upamiętnienie pierwszych strzałów Powstania – ul. Krasińskiego między ul. Kochowskiego a ul. Suzina 1 sierpnia ok. godz. na ul. Krasińskiego żołnierze AK, którzy przenosili broń na miejsce koncentracji jednego z oddziałów, natknęli się na patrol niemiecki. Rozpoczęła się strzelanina. Niemcy ściągnęli posiłki ze Śródmieścia, a do walk przyłączyły się kolejne powstańcze oddziały. Pomnik poległych w walkach o Dworzec Gdański – zbieg ul. Mickiewicza i gen. Zajączka Walki o strategicznie położony dworzec rozpoczęły się w nocy z 20 na 21 sierpnia. Stanowiły jedną z największych i najbardziej krwawych bitew powstańczej Warszawy. Celem starć o Dworzec Gdański było utworzenie korytarza łączącego Żoliborz ze Starówką. Źródło: Między 5 a 7 sierpnia 1944 r. na ulicach, w podwórzach, domach, fabrykach i szpitalach Woli doszło do bezprzykładnej w dziejach II wojny światowej, zorganizowanej masakry ludności cywilnej. Akcja wyniszczania miasta była odpowiedzią na wybuch Powstania Warszawskiego, ale jej przyczyny tkwią w ideologii niemieckiego nazizmu. Wieczorem 1 sierpnia 1944 r. wieść o wybuchu powstania w Warszawie dotarła do Berlina. O tym wydarzeniu poinformował Hitlera Reichsfhrer SS Heinrich Himmler: "Powiedziałem: Mein Fhrer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu-sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa - stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków - będzie starta. Tego narodu, którzy od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas - nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym". Konsekwencją rozmowy między Hitlerem a Himmlerem był wydany jeszcze tego samego dnia jednoznaczny rozkaz: "Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy". W myśleniu Reichsfhrera SS splotło się kilka kluczowych wątków obecnych w propagandzie narodowosocjalistycznej. Polska traktowana była jako przeszkoda w realizacji idei zdobycia przestrzeni życiowej na wschodzie. Ważnym celem Niemców byli Polacy rozsiani na Śląsku i w tzw. Kraju Warty. Zniemczenie tych obszarów miało poprzedzić pełną germanizację Generalnego Gubernatorstwa. Lokalne działania machiny niemieckiego terroru, takie jak masowe mordy i wysiedlenia Polaków z Pomorza Gdańskiego czy Zamojszczyzny, mogą być traktowane jako przykład realizacji tych idei oraz zapewnienia sobie trwałego panowania na Wschodzie. Jak zauważał twórca pojęcia ludobójstwa Rafał Lemkin, dążeniem niemieckiego narodowego socjalizmu było zdobycie "przewagi biologicznej", która oznaczałaby zwycięstwo, nawet w wypadku klęski w toczonej właśnie wojnie. Tym samym konflikt stawał się wojną totalną, w której jednym z głównych środków mogły być masowe zbrodnie ludobójstwa. W trakcie II wojny światowej Niemcy oraz ich sojusznicy popełnili wiele zbrodni, które stały się symbolem brutalności reżimu narodowosocjalistycznego. Do najbardziej znanych należą te popełnione w niewielkich miasteczkach - czeskich Lidicach i francuskim Oradour-Sur-Glane. 10 czerwca 1942 r. w ramach represji po zamachu na protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha Niemcy wymordowali dwustu mężczyzn i wywieźli do obozu koncentracyjnego dzieci oraz kobiety zamieszkujące wieś. Dokładnie dwa lata później podobna zbrodnia powtórzyła się w Oradour-Sur-Glane. 10 czerwca 1944 r. esesmani z dywizji Das Reich zamordowali 642 osoby. Mężczyzn rozstrzelano, kobiety i dzieci natomiast zamknięto w kościele i spalono żywcem. Niemcy przeprowadzili operację kilka dni po wylądowaniu wojsk alianckich w Normandii, by zastraszyć mieszkańców tych terenów, oraz w ramach represji za zabicie przez francuski ruch oporu oficera SS. W latach 1939-1945 los Lidic i Oradour-Sur-Glane podzieliło wiele miejscowości w całej Europie. W okupowanej Polsce spacyfikowanych zostało około 230 wsi. W blisko 900 wsiach doszło do zbrodni, w których zamordowano od kilku do kilkuset mieszkańców. Setki innych padło ofiarą ludobójstwa zorganizowanego przez ukraińskich nacjonalistów. Mordów dokonywały również oddziały Armii Czerwonej i NKWD. Jednak żadna z masowych zbrodni ludobójstwa w okupowanych miastach Europy nie może być pod względem skali porównana z wydarzeniami, które do historii przeszły jako Rzeź Woli. Jak zauważył Piotr Gursztyn w wydanych przez Instytut Pileckiego "Zapisach terroru", określenie "rzeź" może być mylące dla osób pragnących zrozumieć charakter tych wydarzeń. "Słowo +rzeź+ sugeruje eksplozję spontanicznej, niekontrolowanej przemocy. Nic takiego nie miało miejsca na Woli. Mieszkańcy byli wypędzani ze swych domów, ulica po ulicy. Bez szczególnego pośpiechu. Potem byli gromadzeni w miejscach zdatnych do rozstrzelania, a następnie zabijani z broni maszynowej. Oprawcy starali się dobić z broni krótkiej tych, co przeżyli. Po wymordowaniu ludzi z jednej okolicy, przesuwali się dalej i tam mordowali" - pisze Gursztyn. Przedwojenna Wola była dzielnicą o bardzo zróżnicowanej zabudowie. Wysokie kamienice czynszowe sąsiadowały z parterowymi lub piętrowymi drewniakami, które stanowiły pamiątkę po dawnym, przedprzemysłowym i podmiejskim okresie dziejów tego rewiru miasta. Domy te zamieszkiwała stosunkowo uboga ludność robotnicza zatrudniona w licznych fabrykach, które dominowały w krajobrazie dzielnicy. Zatrudnieni w nich pracownicy mieli bogate doświadczenia walki z władzą. Zasilali szeregi rewolucjonistów 1905 r., uczestniczyli w strajkach robotniczych międzywojnia, pod okupacją niemiecką prowadzili liczne akcje sabotujące produkcję na rzecz machiny wojennej III Rzeszy. W latach 1939-1943 w dzielnicy doszło do wielu egzekucji mających być karą za kradzieże produktów wytwarzanych w miejscowych fabrykach lub włamania do niemieckich pociągów towarowych. W miejscach ulicznych kaźni mieszkańcy Woli ryzykując życie, składali kwiaty i zapalali świece. Byli także naocznymi świadkami dramatu warszawskiego getta. Udzielali pomocy w nim przebywającym, przekazując żywność wykradającym się Żydom lub dając im schronienie. "Skończą z nimi, wezmą się za nas" - usłyszał od swojej babci jeden z młodych mieszkańców Woli, gdy wiosną 1943 r. niedaleko płonęło getto. Między 5 a 7 sierpnia 1944 r. na ulicach, w podwórzach, domach, fabrykach i szpitalach Woli doszło do bezprzykładnej w dziejach II wojny światowej, zorganizowanej masakry ludności cywilnej. Akcja wyniszczania miasta była odpowiedzią na wybuch Powstania Warszawskiego, ale jej przyczyny tkwią w ideologii niemieckiego nazizmu. Wieczorem 1 sierpnia 1944 r. wieść o wybuchu powstania w Warszawie dotarła do Berlina. O tym wydarzeniu poinformował Hitlera Reichsführer SS Heinrich Himmler: „Powiedziałem: Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu–sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków – będzie starta. Tego narodu, którzy od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”. Konsekwencją rozmowy między Hitlerem a Himmlerem był wydany jeszcze tego samego dnia jednoznaczny rozkaz: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. W myśleniu Reichsführera SS splotło się kilka kluczowych wątków obecnych w propagandzie narodowosocjalistycznej. Polska traktowana była jako przeszkoda w realizacji idei zdobycia przestrzeni życiowej na wschodzie. Ważnym celem Niemców byli Polacy rozsiani na Śląsku i w tzw. Kraju Warty. Zniemczenie tych obszarów miało poprzedzić pełną germanizację Generalnego Gubernatorstwa. Lokalne działania machiny niemieckiego terroru, takie jak masowe mordy i wysiedlenia Polaków z Pomorza Gdańskiego czy Zamojszczyzny, mogą być traktowane jako przykład realizacji tych idei oraz zapewnienia sobie trwałego panowania na Wschodzie. Jak zauważał twórca pojęcia ludobójstwa Rafał Lemkin, dążeniem niemieckiego narodowego socjalizmu było zdobycie „przewagi biologicznej”, która oznaczałaby zwycięstwo, nawet w wypadku klęski w toczonej właśnie wojnie. Tym samym konflikt stawał się wojną totalną, w której jednym z głównych środków mogły być masowe zbrodnie ludobójstwa. W trakcie II wojny światowej Niemcy oraz ich sojusznicy popełnili wiele zbrodni, które stały się symbolem brutalności reżimu narodowosocjalistycznego. Do najbardziej znanych należą te popełnione w niewielkich miasteczkach – czeskich Lidicach i francuskim Oradour-Sur-Glane. 10 czerwca 1942 r. w ramach represji po zamachu na protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha Niemcy wymordowali dwustu mężczyzn i wywieźli do obozu koncentracyjnego dzieci oraz kobiety zamieszkujące wieś. Dokładnie dwa lata później podobna zbrodnia powtórzyła się w Oradour-Sur-Glane. 10 czerwca 1944 r. esesmani z dywizji Das Reich zamordowali 642 osoby. Mężczyzn rozstrzelano, kobiety i dzieci natomiast zamknięto w kościele i spalono żywcem. Niemcy przeprowadzili operację kilka dni po wylądowaniu wojsk alianckich w Normandii, by zastraszyć mieszkańców tych terenów, oraz w ramach represji za zabicie przez francuski ruch oporu oficera SS. W latach 1939–1945 los Lidic i Oradour-Sur-Glane podzieliło wiele miejscowości w całej Europie. W okupowanej Polsce spacyfikowanych zostało około 230 wsi. W blisko 900 wsiach doszło do zbrodni, w których zamordowano od kilku do kilkuset mieszkańców. Setki innych padło ofiarą ludobójstwa zorganizowanego przez ukraińskich nacjonalistów. Mordów dokonywały również oddziały Armii Czerwonej i NKWD. Jednak żadna z masowych zbrodni ludobójstwa w okupowanych miastach Europy nie może być pod względem skali porównana z wydarzeniami, które do historii przeszły jako Rzeź Woli. Jak zauważył Piotr Gursztyn w wydanych przez Instytut Pileckiego „Zapisach terroru”, określenie „rzeź” może być mylące dla osób pragnących zrozumieć charakter tych wydarzeń. „Słowo +rzeź+ sugeruje eksplozję spontanicznej, niekontrolowanej przemocy. Nic takiego nie miało miejsca na Woli. Mieszkańcy byli wypędzani ze swych domów, ulica po ulicy. Bez szczególnego pośpiechu. Potem byli gromadzeni w miejscach zdatnych do rozstrzelania, a następnie zabijani z broni maszynowej. Oprawcy starali się dobić z broni krótkiej tych, co przeżyli. Po wymordowaniu ludzi z jednej okolicy, przesuwali się dalej i tam mordowali” – pisze Gursztyn. Przedwojenna Wola była dzielnicą o bardzo zróżnicowanej zabudowie. Wysokie kamienice czynszowe sąsiadowały z parterowymi lub piętrowymi drewniakami, które stanowiły pamiątkę po dawnym, przedprzemysłowym i podmiejskim okresie dziejów tego rewiru miasta. Domy te zamieszkiwała stosunkowo uboga ludność robotnicza zatrudniona w licznych fabrykach, które dominowały w krajobrazie dzielnicy. Zatrudnieni w nich pracownicy mieli bogate doświadczenia walki z władzą. Zasilali szeregi rewolucjonistów 1905 r., uczestniczyli w strajkach robotniczych międzywojnia, pod okupacją niemiecką prowadzili liczne akcje sabotujące produkcję na rzecz machiny wojennej III Rzeszy. W latach 1939–1943 w dzielnicy doszło do wielu egzekucji mających być karą za kradzieże produktów wytwarzanych w miejscowych fabrykach lub włamania do niemieckich pociągów towarowych. W miejscach ulicznych kaźni mieszkańcy Woli ryzykując życie, składali kwiaty i zapalali świece. Byli także naocznymi świadkami dramatu warszawskiego getta. Udzielali pomocy w nim przebywającym, przekazując żywność wykradającym się Żydom lub dając im schronienie. „Skończą z nimi, wezmą się za nas” – usłyszał od swojej babci jeden z młodych mieszkańców Woli, gdy wiosną 1943 r. niedaleko płonęło getto. Bilans sił polskich i niemieckich na Woli wypadał szczególnie źle dla powstańców. 26 lipca na peryferiach dzielnicy rozlokowano pododdziały elitarnej Dywizji Hermann Göring. Część z nich zajęła gospodarstwo ogrodnicze Ulrichów, gdzie ukryte były znaczące arsenały broni należącej do Armii Krajowej. Między innymi z tego powodu dowódca II Rejonu Obwodu AK Wola kpt. Wacław Stykowski „Hal” podczas odprawy trzy godziny przed wybuchem powstania odmówił przystąpienia do walki. Do zmiany zdania przekonała go dopiero postawa pozostałych. Sam dowódca Obwodu Wola mjr Jan Tarnowski „Waligóra” informację o planowanym zrywie otrzymał dopiero o godz. 7:00 1 sierpnia. To opóźnienie sprawiło, że w ciągu kolejnych dziesięciu godzin udało się zmobilizować zaledwie 1050 żołnierzy z obwodu liczącego 2700. Spośród nich uzbrojonych było około dwustu. Niemal zupełnie nie posiadali jednak ciężkich i ręcznych karabinów maszynowych. Dlatego część żołnierzy natychmiast odesłano do oddziałów zgrupowanych w Puszczy Kampinoskiej. W późniejszym okresie powstania wzięli oni udział w niezwykle krwawym ataku na Dworzec Gdański. Przeciwko nim pierwszego dnia walki mogło stanąć ok. 3500 Niemców – od doskonale wyszkolonych i dysponujących blisko 20 czołgami żołnierzy pododdziałów Dywizji Hermann Göring aż po słabo uzbrojoną straż zakładów przemysłowych i żandarmerię. Znacząca przewaga liczebna i dominacja techniczna przeciwników doprowadziły do klęski powstańców podczas prób zajęcia kluczowych obiektów dzielnicy. Nie udało się również opanować kolejowej linii obwodowej, którą w kolejnych dniach kursował niemiecki pociąg pancerny ostrzeliwujący najbliższe barykady. Mimo porażek powstanie na Woli nie wygasło dzięki masowej pomocy ludności cywilnej. Wiele rejonów dzielnicy udało się całkowicie oczyścić z sił niemieckich. Tam wydawało się, że Wola jest obszarem stosunkowo bezpiecznym. Świadczyły o tym także powiewające wszędzie biało-czerwone flagi. W innych częściach dzielnicy już 1 sierpnia dochodziło do rozstrzeliwania ludności cywilnej. 2 sierpnia Niemcy przystąpili do systematycznego zabijania mieszkańców Woli. Tego dnia w kościele parafii św. Wojciecha założyli swoisty „obóz filtracyjny”. Przez kolejne dni więzieni w nim mieszkańcy Woli byli przesłuchiwani. Podejrzewanych o udział w powstaniu rozstrzeliwano w najbliższej okolicy. Pozostałych wysyłano do obozów pracy w Niemczech. Sytuację oddziałów powstańczych na Woli i Powązkach poprawiły pierwsze zrzuty broni z brytyjskich halifaxów obsadzonych polskimi załogami w nocy z 4 na 5 sierpnia. Niemal dokładnie w tym samym czasie na najdalsze obszary dzielnicy zaczęły przybywać siły niemieckiej „odsieczy”. 2 sierpnia podczas zorganizowanej w Poznaniu narady z udziałem Himmlera i gauleitera Arthura Greisera podjęto decyzję o stworzeniu specjalnej grupy bojowej przeznaczonej do likwidacji sił powstańczych i pacyfikacji miasta. Dowodzenie nią Himmler powierzył Wyższemu Dowódcy SS i Policji w Kraju Warty, SS-Gruppenführerowi Heinzowi Reinefarthowi. W jej skład wchodziły: pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), dowodzony przez SS-Brigadeführera Bronisława Kamińskiego – ok. 2 tys. żołnierzy; Pułk Specjalny SS dowodzony przez SS-Standartenführera Oskara Dirlewangera (dwa bataliony, 3381 ludzi), 2. Azerbejdżański Batalion „Bergmann”, dwa bataliony 111. Pułku Azerbejdżańskiego i 3. Pułk Kozaków – razem ok. 2,8 tys. ludzi; 608. Pułk Ochrony z Wrocławia płk. Willy’ego Schmidta – ok. 600 ludzi. Nie były to oddziały elitarne, zdolne do walki na pierwszej linii frontu. Wykazywały się jednak brutalnością, bezwzględnością i determinacją. W wielu przypadkach Niemcy liczyli, że walki uliczne pozwolą im na szybkie „pozbycie się” dużej części niewygodnych sojuszników-kolaborantów i kryminalistów, z których złożone były oddziały Dirlewangera. Rano 5 sierpnia siły podległe Reinefarthowi rozpoczęły atak na Wolę. Prawdopodobnie podczas odprawy dowódców o poranku SS-Gruppenführer zacytował rozkaz Himmlera o zniszczeniu miasta lub (według innych świadków) uzasadnił mordowanie ludności cywilnej i powstańców koniecznością szybkiego udzielenia pomocy „dzielnicy rządowej” w okolicy Alei Ujazdowskich oraz informacjami o rzekomym brutalnym mordowaniu jeńców. Atak na Wolę poprzedziły również naloty Luftwaffe, która dzięki doskonałej pogodzie mogła bez żadnych przeszkód operować nad Warszawą. Do największych egzekucji doszło koło wału kolejowego przy ul. Moczydło w rejonie ul. Górczewskiej, a także przy Wolskiej, w parku Sowińskiego oraz w fabrykach „Ursus” i Franaszka przy Wolskiej. Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkanych domów, które później podpalano. Osoby, którym udało się uciec, zabijano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Wielu mieszkańców schroniło się w piwnicach kościoła św. Wawrzyńca i cerkwi św. Jana Klimaka na Wolskiej. Egzekucje przeprowadzano też przy starym wale fortecznym oraz na cmentarzu prawosławnym. W pierwszych dniach Rzezi Woli rozstrzelanych zostało również co najmniej dwudziestu wychowanków prawosławnego sierocińca. Większości zbrodni dokonywano jednak w kamienicach lub na ich podwórkach. „5 sierpnia Niemcy weszli na nasze podwórze w liczbie kilkunastu, a kilku weszło do naszego domu i kazali wychodzić. Wielu sąsiadów z naszego posłuchało tego rozkazu, ale ktokolwiek z nich pokazał się na podwórzu, zaraz otrzymywał strzał w głowę i walił się na ziemię. Znajdując się w swoim mieszkaniu, zauważyłem to i zdecydowałem się nie spieszyć” – zeznawał w 1946 r. Stanisław Raczyński zamieszkały przy Wolskiej 109. Jemu i jego rodzinie udało się przeżyć. Uratowała ich dobra znajomość języka niemieckiego. Jeden z oficerów rozkazał rodzinie pogrzebać zwłoki około stu ich sąsiadów. Po kilku dniach część rodziny trafiła do obozu w Pruszkowie, a następnie jednego z obozów pracy przymusowej w głębi Niemiec. Egzekucje przy ul. Młynarskiej tak wspominała ówczesna mieszkanka Woli Janina Rozińska: „Razem z dziećmi znalazłam się w zajezdni [tramwajowej – przyp. red.] w tłumie ok. 200 osób, przeważnie kobiet i dzieci oraz kobiet ciężarnych […]. Z karabinu maszynowego Niemcy otworzyli ogień do naszej stłoczonej grupy. Po pierwszej salwie ze stłoczonego tłumu zaczęli się podnosić ranni, a wówczas Niemcy rzucali w tłum granaty ręczne […]. Aż do zmroku podchodzili do leżących Niemcy, celując do poruszających się równocześnie z żartami i śmiechami, zwłaszcza gdy ranny został trafiony”. W tej i innych egzekucjach na terenie całej Woli zginęły tysiące dzieci. Jedna z wypędzonych w relacji dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego wspominała moment śmierci swojej matki oraz cudownego ocalenia. „Jesteśmy wszyscy na chodniku i w pewnym momencie widzimy, że stoją trzy karabiny maszynowe pod naszym domem. Jeden stoi przy domu Hankiewicza, ale bliżej ulicy Ordona, drugi stoi przy naszej bramie wejściowej i trzeci stoi już nie tam przy Prądzyńskiego na końcu, tylko tak mniej więcej ze dwadzieścia metrów dalej, może piętnaście, trzy karabiny. Zanim żeśmy się zorientowali, to poszła salwa strzałów z tych karabinów maszynowych. Poszła jedna salwa, poszła druga salwa i cisza. […] Oczywiście, wszyscy padli i trupy zabitych… Ukucnęłam, właściwie tak siadłam, o w ten sposób [bokiem], i tu nogi. Za mną była moja mamusia, koło mnie. Po pierwszej salwie słyszałam, jak mówiła, bo już się zaczęły jęki, już ludzie zabici byli, a podobno karabin maszynowy ma to do siebie, że jeden dostanie trzy kule, a drugi obok nic, więc tam było różnie wtedy. +Danusia, żyjesz? Żyjesz?+. „Żyję, mamo”. Byłyśmy w takim kontakcie, nie widziałyśmy się, bo też upadła, wszyscy ludzie upadli, jak zaczęli strzelać, i te trupy też. Mówię: +Żyję, żyję+. Jak przyszła druga salwa, to już po drugiej salwie mamusia mnie nie pyta, jest cisza, tylko ja pytam: „Mamusiu, żyjesz?”. Nic, cisza. Już wiedziałam, że nie żyje. […] I tak leżeliśmy w ich krwi” – wspominała Daniela Karcher-Serafińska. Po wielu godzinach popijający wódkę Niemcy pozwolili wstać tym, którzy przeżyli. Mimo obietnicy darowania życia zastrzelony został jeszcze dziewięcioletni chłopiec. Pozostała piątka ocalonych trafiła do kościoła św. Wawrzyńca, a następnie do obozu w Pruszkowie. W tej, jednej z setek masowych egzekucji, zginęło około sześciuset mieszkańców kamienic. Symbolem zbrodni, nawet w czasach gdy Rzeź Woli była niemal przemilczana, stała się Wanda Lurie, nazywana Polską Niobe. W trakcie pacyfikacji Powstania Warszawskiego, będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, przeżyła egzekucję i rozstrzelanie trójki swoich dzieci. Kolumna uchodźców, w której znalazła się Wanda Lurie, została skierowana na ul. Wolską, pod numer 55, do fabryki „Ursus”, z której słychać było salwy. „W grupie, w której byłam, było wiele dzieci po 10–12 lat, często bez rodziców. […] Błagałam otaczających nas Niemców, by ratowali dzieci i mnie. Któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić. Dałam mu trzy złote pierścionki. Wziął je, lecz kierujący egzekucją oficer kazał mnie dołączyć do grupy idącej na rozstrzelanie. Zaczęłam go błagać o życie dzieci, mówiłam o honorze oficera. Odepchnął mnie tak, że się przewróciłam. Widział, że jestem w ostatnim miesiącu ciąży. Potem uderzył i pchnął mojego starszego synka, wołając: prędzej, prędzej, ty polski bandyto! Podeszłam w ostatniej czwórce wraz z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji […]. Dzieci szły, płacząc. Starszy widząc zamordowanych, krzyczał, że nas zabiją. W pewnym momencie oprawca stojący za nami strzelił starszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci. Potem strzelano do mnie. Przewróciłam się na lewy bok” – zeznawała Wanda Lurie w 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich. Kula trafiła ją w kark, przeszła przez dolną część czaszki i wyszła przez prawy policzek, wybijając kilka zębów. Podczas dobijania otrzymała trzy postrzały – w obie nogi. Ciężarną Wandę Lurie przywaliła sterta trupów. Pod wieczór żołnierz niemiecki szukając kosztowności, stanął na jej ciele, uszkadzając lewą kostkę i krusząc obojczyk. Po wielu godzinach dzięki pomocy innych ocalonych dotarła do kościoła św. Wojciecha, a następnie do obozu w Pruszkowie i szpitala w Leśnej Podkowie. 20 sierpnia urodziła syna. W 1945 r. liczbę ofiar tej egzekucji oszacowano na 8 tys. Na miejscu znaleziono ponad tonę spalonych szczątków. Eksterminacja mieszkańców Woli trwała również na terenie Szpitala Wolskiego. Niemcy zamordowali dyrektora placówki dr. Józefa Piaseckiego, chirurga prof. Janusza Zeylanda i kapelana szpitala ks. Kazimierza Ciecierskiego. Pozostałych pracowników i pacjentów wypędzono na ulicę, skąd w eskortowanej kolumnie zostali skierowani do hal na terenie warsztatów kolejowych przy ul. Moczydło. Większość została później rozstrzelana na znajdującym się w pobliżu nasypie kolejowym. Łącznie zginęło wówczas ok. 360 osób. Szpital przy Wolskiej był też sceną podziału łupów grabionych przez uczestniczących w rzezi Niemców. „W czasie przebywania na naszym terenie gen. Dirlewangera przynieśli mu żołnierze dużą ilość srebra, sądząc na oko około 100 kg, i zsypali je przed drzwiami kwatery. Pan generał zrobił inspekcję zdobyczy i kazał wszystko przenieść do swojego pokoju. W związku z tym jeden z pracowników [szpitala – przyp. red.] nawiązał rozmowę z ordynansem generała, ten oznajmił, że zawsze odbywa się podział łupów, a sam już dostarczył generałowi trzydzieści kilo pierścionków” – zeznawał kierownik gospodarczy szpitala Włodzimierz Włodarski. Do pozyskiwania cennego kruszcu wykorzystywano także Polaków siłą werbowanych do komand zajmujących się paleniem zwłok, tzw. Verbrennungskommando, i przeszukiwaniem popiołów. W szpitalu dochodziło również do wielu gwałtów i morderstw. Do niektórych z nich doszło już po zakończeniu rzezi. „8 sierpnia SS-mani grupy bojowej gen. Dirlewangera przyprowadzili na teren szpitala dwóch powstańców (w wieku ok. 18 lat), kazano im zdjąć buty, porwano na nich mundury wojskowe polskie i zerwano czapki z orzełkami. Uczyniwszy z nich w ten sposób oberwańców, kazano im trzymać między sobą flagę czerwoną z białym orłem, po czym fotografowano ich, a następnie zostali powieszeni na drzewie między kuchnią a oddziałem dla chorych i znowu fotografowani. Zdjęci zostali dopiero po kilku godzinach, po kilkukrotnej interwencji polskiej dyrekcji szpitala” – wspominał cytowany już świadek zbrodni. Po południu 5 sierpnia do Warszawy przyjechał mianowany szefem sił pacyfikacyjnych gen. Erich von dem Bach. SS-Obergruppenführer miał ogromne doświadczenie w prowadzeniu działań o charakterze terrorystycznym i pacyfikacyjnym. Już jesienią 1939 r. dowodził akcjami wymierzonymi w polskie elity na Górnym Śląsku oraz wysiedleniami ludności z terytoriów przeznaczonych do zniemczenia. Był jednym z inicjatorów utworzenia obozu koncentracyjnego Auschwitz. Po agresji na ZSRS został dowódcą SS i Policji w obszarze działania Grupy Armii „Środek”. Nadzorował eksterminację ludności żydowskiej. W czerwcu 1943 r. został mianowany przez Heinricha Himmlera pełnomocnikiem ds. zwalczania partyzantki w okupowanej Europie. Podległe mu formacje SS zwalczające ruch partyzancki są odpowiedzialne za śmierć ok. 230 tys. partyzantów i osób cywilnych w krajach bałtyckich, Białorusi i wschodniej Polsce. Sam von dem Bach zeznając jako oskarżony przed Trybunałem w Norymberdze, twierdził, że w Warszawie pojawił się 13 sierpnia. Dążył w ten sposób do oczyszczenia się z zarzutów uczestnictwa w ludobójstwie. Dopiero w latach sześćdziesiątych przyznał, że był w polskiej stolicy już 5 sierpnia. Bez wątpienia to właśnie w tym czasie wydał rozkaz zaprzestania masakr kobiet i dzieci. Po 12 sierpnia ustało także masowe rozstrzeliwanie mężczyzn. Prawdopodobnie z tego powodu von dem Bach kłamał na temat swojej obecności w Warszawie. Ograniczenie zbrodniczej działalności sił niemieckich budziło sprzeciw części jego podwładnych, jednak generał wyjaśnił im motywy swojej diecezji. „Von dem Bach oświadczył, że wszyscy zdolni do pracy ludzie zostaną odtransportowani do Niemiec do pracy. Na moje odezwanie się, by zaniechał tego rodzaju środków, von dem Bach w stanie podniecenia powiedział dosłownie: Czy chce się pan przeciwstawić rozkazowi Führera? (po czym nastąpił szereg obraźliwych słów pod moim adresem). Führer powiedział: 500 tys. sił roboczych w Rzeszy równa się wygranej bitwie” – zeznawał szef policji i SS w Warszawie Paul Otto Geibel. On sam odpowiedzialny był za egzekucje ok. 10 tys. mieszkańców miasta zamieszkałych w okolicach Alei Ujazdowskich. Von dem Bach brał też pod uwagę swoje doświadczenia z obszaru ZSRS, gdzie zauważył, że „nadmierna” brutalność prowadziła do nasilenia oporu miejscowej ludności. Von dem Bach polecił gromadzić mieszkańców i kierować do powstającego w Pruszkowie na terenie warsztatów kolejowych obozu przejściowego, tzw. Dulagu nr 121, a stamtąd do obozów koncentracyjnych lub obozów pracy przymusowej w Niemczech. W związku ze zbyt małym rozmiarem Dulagu pod miastem powstały również inne obozy przejściowe: w hucie szkła w Ożarowie, zakładach metalowych w Ursusie, fabryce „Era” we Włochach i fabryce gumowej w Piastowie. Dokładna liczba ofiar Rzezi Woli pozostaje wciąż nieznana. Według szacunków historyków mogło to być od 40 do 60 tys. osób. Wedle szacunków opartych na zeznaniach i dokumentach zgromadzonych w archiwach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w sobotę 5 sierpnia na Woli zamordowano 45 500 osób. Następnego dnia: 10 100. 7 sierpnia na terenach Woli sąsiadujących ze Śródmieściem (lub niekiedy zaliczanych do Śródmieścia) Niemcy zabili 3800 osób. Ustalenie dokładnej liczby ofiar nigdy nie będzie możliwe ze względu na zatarcie śladów zbrodni przez palenie ciał. Wiosną 1945 r. rozpoczęły się ekshumacje pomordowanych mieszkańców Woli. Dokumenty Miejskiego Zakładu Pogrzebowego oraz Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich wymieniają w miarę dokładnie ilość popiołów odnalezionych w miejscach masowych egzekucji lub palenia ciał. W drugą rocznicę rzezi na Cmentarzu Powstańców Warszawy złożono 12 ton prochów. Niemal przez trzydzieści lat teren cmentarza był zaniedbany, a jedynym upamiętnieniem była metalowa tablica ustawiona obok kurhanu z napisem: „Tu spoczywają prochy tysięcy ofiar faszyzmu hitlerowskiego zamordowanych i spalonych w Warszawie 1944 r.”. Warto dodać, że w 1946 r. po raz pierwszy użyto określenia „Rzeź Woli”. Jego autorami są redaktorzy wydanego przez Instytut Zachodni w Poznaniu zbioru zeznań świadków zbrodni z sierpnia 1944: „Zbrodnia niemiecka w Warszawie”. W okresie PRL także inne miejsca pamięci o Rzezi Woli były niedostatecznie upamiętnione. Większość punktów masowych egzekucji oznaczono tzw. tablicami Tchorka. Wiele zamieszczonych na nich informacji jest nieprecyzyjnych lub pozbawionych kontekstu. Dopiero w 2004 r. odsłonięto Pomnik Ofiar Rzezi Woli na skwerze przy rozwidleniu alei Solidarności i ulicy Leszno. Dziesięć lat później, 5 sierpnia 2014 r., odsłonięto nowy, okazały pomnik na obszarze masowych egzekucji przy Górczewskiej 32 (5 sierpnia 1945 r. z inicjatywy ocalałych z egzekucji pracowników Szpitala Wolskiego postawiono tam krzyż). W roku 2010 Rada Warszawy ustanowiła 5 sierpnia Dniem Pamięci Mieszkańców Woli. Reinefarth, von dem Bach i Dirlewanger zostali po stłumieniu powstania uhonorowani przez Hitlera. Wódz III Rzeszy nadał im wysokie odznaczenia wojskowe: von dem Bach-Zelewski i Dirlewanger otrzymali Krzyże Rycerskie Krzyża Żelaznego, a Reinefarth – Liście Dębowe do Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego. Poza Dirlewangerem, który w niewyjaśnionych okolicznościach został zamordowany po wzięciu do francuskiej niewoli, żaden z głównych odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione na Woli nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności. Von dem Bacha skazano za inne zbrodnie, zabójstwa niemieckich komunistów i udział w nocy długich noży. Inaczej potoczyły się losy Reinefartha: już w 1951 r. został burmistrzem miasteczka Westerland na wyspie Sylt, a potem posłem do Landtagu. Zmarł w roku 1979. PAP/AS Wystawa „Wola 1944: Wymazywanie. Zdjęcia ze śledztwa w sprawie Heinza Reinefartha” – od 7 sierpnia Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2022 APYnews

7 metrów pod ziemią powstanie warszawskie